Tygodnie mody nie kończą się na Nowym Jorku, Paryżu, Mediolanie i Londynie. Tuż po fashion weekach klasy "A" warto odwiedzić pokazy w Madrycie i Lizbonie. Kolekcje kolekcjami, ale miasto i lokalny modowy folklor są bezcenne. W Lizbonie byłem po raz pierwszy na fashion weeku w październiku. Obejrzałem 90 procent kolekcji i muszę przyznać, że my Polacy nie powinniśmy mieć żadnych kompleksów. Z pewnością przydałby im się taki nasz Jemioł, Zuo Corp, Kupisz czy Maciejak. Ale jest sporo plusów pokazów w Lizbonie. Po pierwsze plenery. Pokazy odbywają się praktycznie nad samym brzegiem Tagu, we wnętrzach starych zabytkowych pałaców. A pokaz Adidasa odbył się na najbardziej znanym placu w Lizbonie - Comercio. Co więcej na żywo pod gołym niebem grał zespół Misshapes - frontmenka Leigh Lezark to znana fashionista, która w Paryżu czy Nowym Jorku nie opuszcza żadnego pokazy i zawsze siedzi w pierwszym rzędzie. Po drugie - w przerwie między pokazami można pospacerować po wąskich portowych uliczkach miasta (co czasem bywa ciekawsze niż sam pokaz) albo nawet wybrać się na plaże oddalną jedynie pół godziny od Lizbony. Czemu nie? W drugiej połowie października były 24 stopnie. Bo Tydzień mody w Lizbonie jest trochę jak wycieczka z biurem podróży w opcji - zwiedzanie fashion weeku plus wypoczynek.
special thanks to: Tiago da Costa Miranda